czyli Światy Alternatywne
No jak masz tylko kiełbachę to jednak by trzeba było skoczyć... *Pozbierał się z ziemi a wszystkie zbędne elementy (w tym rozwalony, stary zamek) położył na stoliku, by potem łatwo to wszystko zebrać do jakiegoś worka i albo sprzedać na złom albo po prostu wywalić gdzieś do śmietnika.* No i będzie... a właśnie, to mi przypomniało, ze też będę musiał zrobić jakieś zakupy... ale najpierw trzeba kupić lodówkę... fierfek, do dupy się zaczyna wszystko od zera... *pomasował sobie policzek lewą dłonią i patrzył nieco zamyślony na tą biedną, samotną, gołą kiełbasę, która wywołała w nim jakieś pseudofilozoficzne rozważania*
Offline
No, ja też… *mruknął, odnośnie zakupów rzecz jasna, a potem nastała cisza, czyli owe rozważania o których mówił Tang. Seco poderwał łeb, jakby w nagłym olśnieniu, ale odbicie zamyslonego łba w jego tęczówce ostudziło entuzjazm* No jedź tą kiełbache, przecież stahrrczy dla nas dwóch, nie? Zakupy można zhrrobić, juthrro będę wracał z labohrratohrrium to kupie…a co do lodówki – może wahrrto najpiehrrw kupić gazetę i poszukać używanej…a czekaj, gazete to ja mam. Jedź, a potem poszukamy *po czym sam ułamał jedna trzecią całej porcji i zabrał się za swój pierwszy tego dnia posiłek. Sniadanio-obiad*
Offline
*No cóż, nie wypadało tak odmawiać, ale jedna kiełbasa to w przypadku Tanga ledwie przekąska, bo jak na swoją posturę to jadł sporo, ale ostatnio to trochę pościł z powodów finansowych. Tak czy inaczej zabrał sie za jedzenie, urywając odpowiedni kawałek kiełbachy, która po chwil zniknęła w jego ustach* No używana może być, póki co nie mam za dużo forsy. Mam nadzieję, że potem na coś się lepszego uzbiera... *Podrapał się po głowie w zamyśleniu. Kiedyś finansami się nie przejmował, a teraz to był jego główny problem... przeklęty świat. I jak tu planować sobie przyszłość?*
Offline
*Pracą rąk, rzekłby wieszcz, ale wieszcza tu nie było, był tylko Seco, który stal oparty o sciane nieopodal dziury wybitej swego czasu przez Tanga i żuł obiadośniadanie* A może khrredyt, Tang? Jesteś gladiatohrrem, dobhrra passa i za 3-4 miesiące wszystko spłacasz. Lepiej łapać póki ma się fohrrme, bo lata lecą, nie żebym coi dogadywał, wiesz… *po czym odepchnął się barkiem i kiwając się ruszył z powrotem do „salonu”* A lodówke to się znaaajdzie…
Offline
Ta, żeby bank wpierdolił mnie żywcem z procentów? Nie miałem zaufania do tej instytucji u siebie to i tutaj nie mam... *Sceptycznie nastawiony był do pomysłu wzięcia kredytu w banku, ale sama idea pożyczki była nawet ciekawa. Tylko skąd by tu wytrzasnąć coś takiego? Taung w zamyśleniu oparł się plecami o ścianę palcami prawej dłoni zaczął pocierać swój podbródek* No tak, latka lecą i lecą... na starość to bym chciał sobie farmę kupić na jakimś zadupiu... *wycharczał w zamyśleniu, przez co mu się wymsknęło to, bo nigdy nikomu tego nie mówił. Przecież był młody (w miarę), silny i tak dalej, to po co zawraca sobie głowę jakąś farmą?*
Offline
*Secorsha zatrzymał się w wejściu i leniwym, oszczędnym ruchem spojrzał w bok, na Tanga. Potem przed siebie, na zamknięte drzwi, a potem znowu w bok* Syndykat ci porzyczy, jeśli udowodnisz, ze jesteś wahrrt inwestycji. Każdy sponsohrr lubi kiedy jego ludzie odnoszą sukcesy i reklamują mahrrkę, nie? *Skin ał głową, jakby woląl go za sobą i teraz już definitywnie do salonu wszedł, po drodze podziwiając zamek. Zadowolony był, widać to było po każdym jego geście* Fahrrma? Nie no, zajebiście, ale na Venui, tutaj możesz hodować najwyżej papierzaki, ziemia jest tak skażona, ze nic nie chce rhosnać…
Offline
*Dopiero po chwili dotarło do niego to co powiedział Seco, wiec ruszył swój shebs i wszedł za nim do salonu* O Syndykacie to ja wiem tyle co nic... *Uśmiechnął się leniwie widząc zadowolenie kaleesha z jego zamka. Trochę się przy tym badziewiu namęczył, ale przynajmniej nie poszło to na marne i się właścicielowi mieszkanka podoba* Jak już zakładać farmę to gdzieś w cholerę stąd, na uboczu... zacofana planeta. Lubię takie równiny, sawanny... lasy to tylko do polowania... *Miał czas, znajdzie kiedyś odpowiednią planetę i wtedy zacznie dopiero myśleć nad kupnem gruntu. Jak będą kredyty...* Może na stare lata znajdę jeszcze kogoś godnego, komu bym mógł przekazać wszystko co wiem... jak mój buir przekazał mnie
Offline
*Usiadł na podłokietniku fotela o bokiem oparł się o oparcie. Patrzył spokojnie, nadal wprowadzając kiełbachę, bo po przebudzeniu wilczego apetytu nigdy nie miał* O Syndykacie bezpiecznie jest nic nie wiedzieć *odparł krótko. Jak ktoś, kto jednak wie i to sporo* Ale mogę ci to załatwić. Gladiatohrr, jeśli nie zainwestuje w siebie, szybko traci wydajność… *Popatrzyl w sufit, przełknął, popatrzył na zamek i znowu mu się gęba cieszyć zaczęła* Tutaj… jakby Flehrr miała tu swoje dzieci, to mógłbyś przekazać jednemu z nich... a tak – nikomu. Wszyscy to idioci
Offline
*Siadł na tym samym co przedtem fotelu, który cicho zatrzeszczał w proteście, więc musiał siedzieć ostrożnie, by go nie rozwalić* No tak, lepiej żyć w błogiej nieświadomości, co? *Uśmiechnął się do Seco chytrze, bo podejrzewał, że ten ma jakieś tam kontakty z Syndykatem, ale wolał się w to nie zagłębiać. Nigdy nie pociągały go ciemne, przestępcze sprawki, choć tutaj pewnie zmieni swoją opinię o tym.* No tak, trzeba sprzęt mieć dobry. Póki co mam tylko swój pancerz i sztylety, ale coś porządniejszego by się przydało... *Opadł nieco na fotel i uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie swojego starego, prywatnego arsenału. Miał tam dziesiątki broni zebranych z pól bitew i wiele egzotycznych i bardzo śmiercionośnych. Tutaj z radością by użył choćby takich trandoshańskiwch spluw* Oj Seco, co do przekazywania wiedzy to nie jest takie hop siup... ten, któremu się to przekazuje musi mieć dusze wojownika, ten ogień w sobie. A niestety coraz mniej takich osób...
Offline
Nie, po phrostu lepiej się nie nahrażać jak się nie musi po phrrostu. Świadomość nie ma tu nic do tego zupełnie jak myślenie usthrroju, nie? *Wzruszył ramionami jakby dodawał: „Z resztą nieważne”. Co do nauki, to Tang miał racje. Z osła nie zrobisz konia choćbyś i siodło nań wsadził* Top co, lodówki szukamy? *wstał. Nie miał już kiełbasy, została zeżarta. Przeszedł się po mieszkaniu w poszukiwaniu gazety* Umiesz czytać w tym ahrrcyzakhręconym języku?
Offline
No tak. *Wolał już nie drążyć tego tematu, tak dla własnego i dla Seco bezpieczeństwa. Może przyjdzie czas na taka rozmowę, ale póki co nie czuł, by informacje o Syndykacie były mu niezbędne do przetrwania* No tak, lodóweczka... jedziemy z tym... *Klasnął w dłonie ożywiwszy się bardziej, bo to może być nawet zabawne. Po chwili jednak nieco mu mina zrzedła* No coś tam umiem, ale będzie trudno z tym... ledwo się tego kopniętego języka nauczyłem *Podejrzewał, że kaleesh ma podobne problemy z tym co Taung, więc co dwie głowy to nie jedna*
Offline
*Ale kaleesh tylko uśmiechnął się, jednocześnie tryumfalnie co z wyrozumiałością i zrozumieniem. Czytał i pisał w jezyku wspólnym całkiem dobrze, ciągali go po kursach i różnej resocjalizacji. Nie był wcale taki najgorszy* Zastanawiam się czy w tym roku do egzaminu dojrzałości nie podchodzić, stahrry! *podniósł do gory palec. Trochę przesadził, ale w przyszłości na pewno bez problemu otrzyma ów papier. Znalazł gazete* No, z przedwczoraj… kupiłem ją bo jest ahrrtykkulik o Kahrrecie V6. Bo genehrralnie to ja tylko te kolohrrowe, z obhrrazkami, wiesz… *I z gazetą usiadł w swoim fotelu* Gotów na wysłuchanie dzisiejszych gohrrących ofehrrt mhrożacych khrew w żyłach lodówek?
Offline
*No cóż, Tanga to nikt po kursach nie ciągnął i sam się musiał nauczyć wszystkiego, co w pewnych momentach doprowadzało go do napadu furii z powodu wszechogarniającej frustracji. No ale teraz to jakoś mu szło z tym wszystkim* Że jak? Jaki egzamin? *Zmrużył oczy bo nie wiedział za bardzo o co chodzi. Na Mandalore nie mieli takich egzaminów, jedynie przed wstąpieniem na uczelnię robiono wstępny egzamin, czy kandydat się andaje czy nie. AA potem już szedł normalny cykl i dyplom* No tak, wielbicielem samochodów jesteś... dawaj te lodówki, ustrzelimy zaraz którąś
Offline
Tutaj tak jest, w moim wieku masz już tyle papierów ile wazysz *odparł, przekartkowując gazetę. Na chwile zatrzymał się na artykule o Karecie. Palcem dotknął obrazka czerwonego auta na słabej jakości papierze* Niieee, tylko kahrrety, inne samochody są mi całkowicie obojętne *i przekartkował dalej, i dalej, aż do ogłoszeń* Mieszkania nie, mathrrymonialne nie, samochody nie, gspodahrrstwo domowe taa… No to słuchaj *Chrząkniecie* tu nie, tu… trlrwizohrr żeby Cienia oglądać Nie… o… coś dla Ciebie *podnisł na chwile wzrok, po czym chwyciwszy gazetę od góry podniósł nieznacznie* 160cm wzhrrostu, z domu Hedoz, latek 6, nie dziewica, lubi jak się jej wkłada, do wzięcia od zahrraz, nieznaczne ślady użytkowania… 250 khredytów…
Offline
Jak ja nie cierpię biurokracji... *Westchnął, doskonale wiedząc, że tutaj już przed nią nie ucieknie, chyba, że na jakieś kosmiczne zadupie. Póki co jednak starał się jak najbardziej unikać papierków i innych dupereli* Nie wiem, co to za samochody, ale fajnie... *Dla niego to by musiał być sporej wielkości samochód, by pomieścić jego wielkogabarytową postać. A takich samochodów raczej nie produkują seriami. No nie licząc furgonetek dostawczych* Yyy... ty o lodówce gadasz, co? *Zapytał nieco zmieszany, bo wolał się upewnić. Kaleesh miał nieco dziwaczne poczucie humoru, więc nie zawsze trzeba brać wszystko na poważnie*
Offline