czyli Światy Alternatywne
*No Tang się uczył i to szybko, by przeżyć. Niemal całe doświadczenie, które nabył przez całe życie poszło sobie na emeryturę i tutaj musiał wszystkiego się nauczyć od nowa. No więc próbował...* Hmm... no dobra... nadużyję trochę gościnności pewnej osoby, ale do motelu wolę nie wracać... przy okazji trzeba się "zaopiekować" pewną osobą, która rozkazała kamerze ochrony śledzić mnie lub ciebie... *Uśmiechnął się lekko, parszywie. Seco już mógł się domyślić, co kryje się pod sformułowaniem "zaopiekować". Z pewnością w najbliższym czasie wydarzy się jakiś tragiczny, ale typowy dla wielkiego miasta wypadek.* Postarasz się to załatwić jak najszybciej?*Miał na myśli mieszkanie i jakąś robotę*
Offline
*Stwierdził, ze nic z tego nie rozumie. Chwile temu dziewczyna częstowała go chrupkami (znaczy karmą) a teraz nawet na niego nie patrzy, poza tym nim zdążył cokolwiek zrobić, zrobił to już Tangorn. Jerry postanowił się obrazić, i to też zrobił. Usiadł pod kontenerem na gołej ziemi i skrzyżował na piersi przedramiona*
Offline
*Nemedis za to, zastanawiając się co tu właściwie robi i po co, stał dalej obserwując całe towarzystwo i robiąc to co wczesniej*
<tura praktycznie pominięta, jakby co>
Offline
*Seco uwolnił z miedzy swojego a Tangorna ciała jedyną rękę, by podrapać się po brodzie. Kiedy myślał, patrzył sobie na czubek buta. Domyślił sie co to znaczy „zaopiekować”, ale nie był do końca pewien stylu Tanga. Pierwsze „zaopiekowania” bywają niebezpieczne. Milczał jeszcze chwile, po czym zaczął się wiercić, bo próbował sięgnąć do kieszeni, po coś, na pewno nie po broń, bo to była druga kieszeń* Postahrram się, aczkolwiek wolałbym byś jednak tej osobie dupy nie zawhrracał, wiesz? Już ja cie wole przenocować… *Z jego słow łatwo było wnioskować, ze już jakiś kontakt z Syndykatem w sprawie Tangorna był*
Offline
*Tang oczywiście nic głośnego nie zrobi, może jakiś mały wypadek samochodowy, czy aerowozowy. Nic spektakularnego... takie wypadki często się zdarzają z powodu awarii pojazdu bądź też sygnalizacji sterującej ruchem powietrznym. Nikt nie powinien wszczynać śledztwa szczegółowego i na siłę szukać mordercy podrzędnego funkcjonariusza porządkowego. Teoretycznie przynajmniej...* No też wolałbym shebs tej osobie nie zawracać. Już i tak mi pomogła... chociaż ty mi też shebs uratowałeś... *Urwał na chwilę mrużąc oczy na wspomnienie zagazowania* ...Co prawda wkurzyłeś mnie przez sposób ratunku, ale dobra... mieszkanie mi się przyda, bo jak zaczną mnie szukać, to nikogo na dno nie pociągnę ze sobą... *Zawsze sam załatwiał swoje sprawy, nie chcąc niewinnych ciągnąć za sobą*
Offline
Wyrwała się nagle z chwilowego zamyślenia, które ją dopadło (jak to miało w zwyczaju) i wyprostowała plecy, zwracając oczy w stronę miejsca w którym siedział aktualnie poleepkwa. *Ej, Jerry... czemu właściwie on nie chce wpaść do twojej mamy na obiad? *To była pierwsza myśl, jaka pojawiła się w tym momencie w głowie Rei i chociaż przypadkowemu obserwatorowi mogłaby wydać się co najmniej błaha, to ona sama uważała to pytanie za jak najbardziej ważne i znaczące. Poleepkwa w domu zawsze dobre jedzenie mają, więc czemu - myślała, skupiając się teraz tylko i wyłącznie na tym jednym zagadnieniu.
Ostatnio edytowany przez Rei (2010-01-17 16:01:44)
Offline
*Skoro pytała to chyba znaczy ze nie była na poleepkwańskim obiedzie. a na pewno już nie u mamy Jerrego. Krewet siedzący pod kontenerem przekręcił głowę by spojrzeć w góre, na pytajaca go istotę. Wzruszył ramionami* Nie wiem… raz mówi, ze nie AM czasu, raz ze go boli głowa, a raz ze noie może bo musi kogoś zabić,a mi się wydaje ze on nie lubi mojej mamy! *krzyknął i oskarżycielsko wycelował palcem plecy Secorshy* ty sukinsynu! Nie lubisz mojej mamy!
Offline
Pasjonujące... *Mruknął Nemedis przestając obserwować Tangorna z Secorsha. Laska przesuneła się do przodu i człowiek ruszył w strone śmietnika, by tam usiąśc. Nic mu w tej chwili nie przychodziło do głowy, więc tylko usiadł obok krewetki i nieznanej mu istoty, nadal zastanawiając się, po co tu siedzi. Przy okazji obserwując towarzystwo i uwaznie słuchając, co krewetka z tą dziwną istota mówią*
Offline
*Tylko e tutaj mało kto niewinnym był wiec i Tangorn moralniaka mieć nie musi. Ale to już Seco mu wyjaśni w innym miejscu, jeszcze bardziej korzystnym. Z trudem wygrzebał coś w rodzaju cyfronotesu, albo małego komputera. Operował tym tylko kciukiem. Pewnie wysłał komuś informacje, ale robił to dyskretnie, jakims kodem, gwiżdżąc przy tym, po czym, chowając urządzenie uśmiechnął się do Tanga* Wiesz, do niekytóhrrych rzeczy trzeba się przyzwyczaić tutaj… *wziął wdech, by kontynuować temat, kiedy wtem usłyszał za sobą krzyk krewetki. Odwrócił się, oswabadzając tym samym z objęcia Tangorna. Rozłożył bezradnie ramiona na boki. Pusty rękaw zwidsajćy z supła pod kikutem zafalował gwałtownie* Lubie Twoją mamę, to supehrr laska, gdyby nie Twój ojciec, to bym się sz nią przespał, jest w pyte, ale ja nie mogę isc do was na obiad bo jestem sthrrasznie zaphrracowany i nie mam uhrropu, Jehrry Ty mój kochany przygłupawy przyjacielu, no! *skrzywił pysk w zbolałym wyrazie* Thrroche kuhrrde empatii! I kto mi rhybki nakahrrmi jak ja pójdę? Nie przełknąłbym ani kęsa, wiedząc, ze one są głodne! *tutaj już stylizował głos na bliski placzu, a na twarzy malował się dowód na doskonałą grę aktorską – istna rozpacz*
Offline
Domyślam się... a to będzie trudne zadanie, bo my Taungowie mamy twarde łby i ciężko się przystosowujemy do innego otoczenia... ale za to chętnie sami je zmieniamy *Miał na myśli ich częste podboje, kiedy to po inwazji ich wojski podbite światy musiały się same do nich dostosowywać, ale nie byli aż tak wrednymi okupantami. Nagle usłyszał jakiś krzyk, Seco się mu wyrwał i też zaczął coś krzyczeć, więc Tang usunął się nieco w cień i tylko stał i słuchał. Jego potężna sylwetka czaiła się gdzieś za żywo gestykulującym Seco*
Offline
Przysłuchiwała się przez moment wywodowi kaleesha, po czym ponownie zabrała się za przygładzanie płatków zeschniętej różyczki. Gdy jednak Nemedis zbliżył się do nich i usiadł nieopodal, poczuła na plecach zimne dreszcze, przebiegające wzdłuż linii kręgosłupa. Wyczuła tą dziwną aurę, jaka otaczała jego postać, bo była na podobne rzeczy niezwykle wrażliwa.
Offline
*tymczasem Jerry wstał i kiedy Seco wystosował doń swoją mowę – już stał podpierając się pięściami talii* Jakbyś naprawdę tak lubił moją mamę jak mówisz to byś przyszedł! Zapraszam cie co dzień po kilka razy! *strzepnaszy ramionami odwrócił tors w kierunku Rei* Słyszysz? Powiedz mu coś! Żeby przyszedł! *i zamilkł nagle, a czułki opadły mu wzdłuż chitynowej szyi. No tak… rybki… biedne rybki, głodne. No tak, tu się obżerasz jakąś pyszną zapiekaną dentką z nadzieniem owocowym i myślisz że… Chwila moment… od kiedy to on rybki ma?* Ty nie masz rybek…
Offline
*Seco wydał z siebie cos w rodzaju prychnięcia, a wymowny wyraz twarzy wyglądał tak jakby mówił „tutaj to ty sobie możesz zmienić co najwyżej gacie”. Było to do Tangorna. Ale stał tyłem doń wiec tamten tego nie widział. Za to widziała cała reszta bo do nich przodem się znajdował. Chociaż… na zmianę, na przykład ustroju, to by nie narzekał. Póki co jednak musiał bronić się przed poleepkwiańskim atakiem* I co z tego, ze nie mam rybek? *skulił ostro zakończone uszy w wyrazie twarzy istoty którą przypiera się do muru* To wcale nie powód, żeby mi dokuczać! *rzekł abstrahując forma od tematu. Nikt mu nie dokuczał, ale Jerry się na to złapie*
Offline
*Nie wiedzieć czemu miał teraz ogromną chęć przywalenia głową o kontener i sprawdzenie wytrzymałości blachy, z którego był zrobiony. Co twardsze, czacha Taunga czy kontener... bo ta kłótnia jakoś go tak nastrajała dziwnie*
Offline