Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 18:39:26

W tym miejscu gąszcz betonowych kloców sięgających świętych niebios był trochę przerzedzony, z  racji niegdyś pobudowano  tym miejscu stadion, który potem znudził się Cieniowi i powoli narastały na pusty plac na razie niskie budynki które z  czasem zostaną wynurzone na rzecz monady, która akurat tu zmieści swoje zwaliste fundamenty. Na razie była to jakby oaza. Przestrzeń miedzy dwoma molochami, zapełniona mniejszymi bloczkami, a po przejściu przez wychodzącą na ulice wnękę ukazywało się podwóreczko. O nie ktoś dbał. Tu zorganizowało się kilka rodzin, matek, czy ras pamiętających wolność. Zasadzono krzewy i wysiano trawę, wybrukowano chodniczki. Były nawet huśtawki dla dzieci. Naokoło ogradzał ów placyk mur mieszkalnych budynków, których okna ozdobione firankami zaglądały na placyk. Prawie jak w normalnym świecie. Mieszkańcy nazwali to miejsce Oazą.
Oaza była wytchnieniem dla tych, którzy w nią wchodzili z zamiarem wytchnienia. Była tajemnicą i będzie nią, póki ktoś jej nie wyda. A wtedy zniknie.

Tangorn - 2010-01-13 19:08:28

*Natrafił na tą "oazę" przez przypadek, zmierzając powoli w stronę motelu w którym mieszkał tymczasowo. Głowa go bolała jeszcze trochę, ale organizm miał silny i wydajny, więc szybko wracał do pełnej funkcjonalności. Koszulę jakąś inna kupił, też w ciemnym kolorze, bo takie lubił najbardziej. Szedł spokojnie ulicą i wtedy dostrzegł wolną przestrzeń pomiędzy budynkami, więc zaciekawiony się tam skierował, ale nie wyszedł na placyk, stał tylko w nieznacznym oddaleniu, w cieniu, tak jak lubił najbardziej. Mógł ukryć się, bo wyróżniał się z tłumu i to bardzo. Był jedynym Taungiem na Duukan, więc gdy szedł ulicą to wszyscy się na niego patrzyli ukradkiem, bo nikt mu w oczy nie miał odwagi spojrzeć. Jego "ogniste" spojrzenie powodowało u innych strach, bo wyglądał jak jakiś mityczny demon, wielki, szary. Teraz jednak cieszył się chwilami spokoju. Mógł porozmyślać nad wszystkim, a ta oaza jakoś go tak pozytywnie nastrajała. Żałował, że nie ma nigdzie pod ręką Mandaloriańskiego bębna wojennego, czuł przemożną ochotę na zagranie na nim. Ale nie miał niczego pod ręką...*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 19:18:22

*Oaza dysponowała jednym zacisznym drzewem, posadzonym kilkadziesiąt lat temu przez kogoś, było małe jeszcze, pewnie z przygodami wiezione z dżungli, a może nawet z Genui… pod nim czasem ktoś rozkładał koc. Dziś także. Pod drzewem rozłożono koc, i choć za pniem stała nieruchoma, potężna maszyna,. To drobna postać na kocu i tak rzucała się bardziej w oczy. Oaza dziś była niemal pusta. Jedynie jakieś dwie babcie z wnukami, wiedzące na ławeczce, a  ich wnuki rozbiegane, cieszące się tym skrawkiem zieleni. Raz po raz podbiegały do kocyka pod drzewem, bez strachu przebiegając miedzy potężnymi kłodami nóg robota zatrzymywały się przy postaci. A owa postać, spowita w barwną, jakby cygańską szatę i narzucony na ramiona szal równie zdobny zajmowała się czymś przed sobą. Nie była jak Duukańskie kobiety, eksponujące ciało. Może dlatego ze pierwszą młodość miała już za sobą. Jej łabędzia szyja brązowołuskiej szeli wygięta w łuk trzymała głowę nad owalem bębna do szydełkowania. Przy niej, przysiadającej sobie łyskę i ogon, tak ze wystawał z drugiej strony czyli od przodu obfitą szczotą, leżał drobny instrument strunowy. Nagle podniosła głowę. Zawiał wiatr, a  może raczej przeciąg od wejścia, i poczuła obcy zapach*

Tangorn - 2010-01-13 19:28:07

*Obserwował wszystko z pewnej odległości. Dzieci i ich babcie bądź rodzice cieszący się z chwili spokoju pośród traw i drzewa, chyba jedynego w promieniu wielu kilometrów. Nie chciał zakłócać ich wypoczynku swoją obecnością tylko ze względu na dzieci. Rodzina miała olbrzymie znaczenie dla Taungów, szanowali to. Szanujący się wojownik nigdy nie zrobi krzywdy dziecku bądź jego matce. Dlatego stał z boku, ale ten widok znowu przywołał wspomnienia. Czy tak ma teraz wyglądać jego życie? W cieniu, z dala od wszystkich, wspominając dawne życie, do którego najpewniej już nie wróci? Przez te trzy lata powinien znaleźć odpowiedź na to pytanie, lecz nie udało mu się to. Westchnął w końcu i zaczął cicho coś nucić, by po chwili zacząć rytmicznie prawą pięścią o lewą pierś. Wyglądało to trochę jak jakiś rytuał pokutny, ale to była niema pieśń Mandalorian, mówiąca o smutku i tęsknocie za utraconą ojczyzną. Rzadko ją śpiewano, zazwyczaj przez osoby wygnane z ojczyzny.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 19:42:37

*tymczasem Samrune wypełniła obcą wonią swoje wąskie nozdrza. Zapach przemknął kanałami węchowymi niczym strumieniem nadprzestrzennym. Bujna grzywa poszorowała gładką szyję, kiedy odwróciła głowę. Jej pysk, twarz był obliczem istoty już nie pierwszej młodości, o tym mówiło nie zakryte makijażem zmęczenie, ale wola życia bila w niej za wszystkich pokonanych młodzieńców Duukanu. Kurtyny powiek podniosły się, kiedy dostrzegła olbrzyma w tej jakże smutnej niemej pieśni. Bo kto jak kto, ale Rzeka Samrune rozumiała każdy rodzaj śpiewu i tańca. Jej serce, tez przecież zrodzone w dziczy wypełniło współczucie dla tego uwięzionego w betonie stworzenia które gdzieś tam zostawiło swój dom, dla chleba lub przesiedlenia, bowiem to były najczęstsze powody unieszczęśliwiania Duukanem pierwotnych ras. Samica spuściła głowę i odłożyła narzędzie. Barwna szata igrała złudzeniem, jakby to co wyhaftowano na jej sukni – wszystkie kwiaty, góry, puszcza – wszystko żyło. Cichy syk serwomotorów był oznaką ruchu robota przy niej* ”cichaj, John, cichaj” *Wyszeptała w shelaalei, a jej ręka wygolona z gadzich piór aż do skóry przy nadgarstku ujęła gryf instrumentu. Wzrokiem odprawiła stojąca przy niej dziewczynkę i uderzyłą w struny. Popłynęła melodia – wołanie.
W pochmurny dzień, gdy szary cień
Odbiera każdą radość nam
Odezwij się, przywołaj mnie
Tak bardzo nie chcesz zostać sam…*

Tangorn - 2010-01-13 19:52:34

*Gdyby mógł, to by wrócił na rodzinną planetę, tak bardzo chciał. Może i był twardym, nieustępliwym wojownikiem, ale nie był bezduszny, czy bez uczuć, choć skrywał je zawsze bardzo głęboko, za niewidzialnym murem chłodnej obojętności i arogancji. Ale teraz, podczas nucenia tej cichej melodii na chwilę odsłonił swą duszę i mur zniknął. Jednak gdy do jego uszu dobiegł dźwięk instrumentu i śpiew to momentalnie przerwał i wzrokiem odnalazł tą istotę. Dziwna istota, której jeszcze nie spotkał siedziała pod drzewem i grała. Przez jego umysł przebiegło dziesiątki myśli, gdyż nie był pewien co zrobić, zignorować? Odejść? Czy może podejść? Stał tak więc, wielki wojownik, nie przystosowany do życia w takich metropoliach, zagubiony w oceanie niepewności...*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 20:03:00

*Oddała się grze, a gra jej, bowiem było to jej grze,  tych kobiecych dłoniach doskonałe. Cialo wygięła nieświadomie w łuk, pochylając twarz do gryfu jak na spotkanie ust kochanka. Grzywę ku dołowi przyciągnęła trywialna grawitacja, ale skojarzenie z wodospadem było wyznacznikiem dusz wrażliwych. Nuty skakały po strunach za sprawą jej woli, a  oczy płynęły pod powiekami. Jednak melodia nie była wcale rzewna. Gra była mocna, melodia średnio szybka. Głos, który teraz już się nie pojawił przypominał głos kobiet z dzikich plemion, nie znających cywilizacji. Nie był aksamitny i pospolity, nic z tych rzeczy. W końcu zatrzymała nuty, kładąc płasko rękę na strunach, a jej powieki się podniosły. Oczy, które błysnęły były głębokiej jak studnie. Jeśli ktokolwiek urodzony w Ena Xu City wie, jak studnia wygląda. Rzeka Poniosła głowę i pozwoliła, by jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem wojownika*

Tangorn - 2010-01-13 20:13:12

*Znał się trochę na muzyce, ale nie był jakimś artystą. Znał większość pieśni Taungów, a one mówiły głównie o wojnie i bitwach, ale zdarzały się też takie jak ta, którą zanucił przed chwilą. Były też inne, rytualne oraz takie typowo rozrywkowe. Jednak daleko im było do arcydzieł muzycznych, czy tez jakiś wielkich hitów zawodowych piosenkarzy i artystów. Mimowolnie się wsłuchiwał w tą melodię, co nieco koiło jego nerwy. W pewnym momencie napotkał jej wzrok i mierzył się z nią na spojrzenia. Jego oczy ponownie stały się twarde, zimne, nieprzystępne, ukrywając za murem chwile słabości. Zawsze był milczący i skryty, zawsze był swego rodzaju outsiderem, stroniącym od wielkich tłumów, więc teraz też miał opory przed najzwyklejszym podejściem i porozmawianiem. Pozostał więc w cieniu a najbardziej widoczną częścia ciała były te jego niezwykłe, płomienne oczy.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 20:22:44

*orzechowe oczy samicy były zupełnie inne. Głębokie, pełne pierwotnej mądrości spojrzenie lasu, spokoju i wyciszenia. Istoty która jest ostoją dla siebie i dla innym w tym nieprzychylnym świecie. Pasująca tu, w tej oazie, jakby wróżka strzegąca drzewa. Babcie z dzieciakami już dawno odeszły. Czuły, ze coś się kroi. Poznały to bardziej po reakcji Johna niż Samrune. Ta jednak nie ruszyła się ze swojego koca. Wyciągnęła przed siebie ramie, z  którego zwisał szeroki warkocz i poła chusty. Wiedziała, ze większość wojowników jest tyleż harda co płocha.* Przyjdź tu *odezwała się w  końcu, patrząc spokojnie w nieugięte oczy* Miejsca i dla nas dwojga tu stanie

Tangorn - 2010-01-13 20:33:03

*Dosłyszał jej głos i usta wykrzywił w grymasie lekkiego uśmiechu. Cóż, skoro go zapraszała to wypadałoby podejść. Ucieczka wyglądałaby na tchórzostwo, a skoro teraz placyk był pusty to bez obaw mógł podejść, nie martwiąc się o to, że przestraszy dzieci. W końcu wyszedł z cienia, prezentując w całej okazałości swoją sylwetkę, z ledwością skrywana pod ubraniem, które zdobył z takim trudem, a nowego na zamówienie jeszcze nie wykonali. W miarę jak się zbliżał do drzewa to światło rozjaśniało nieco jego szarą skórę, która mogłaby uchodzić za nienaturalną, bądź niezdrową. W końcu znalazł się jakieś dwa metry od niej i przystaną, rzucając okiem na robota i mrużąc oczy w nieco wyzywającym wyrazie. Na szczęście nie sięgnął po broń, tylko przyłożył prawą pięść do lewej piersi i pochylił nieco głowę, ukazując kościsty wzór na jej szczycie. Czarne włosy, częściowo splecione w koński ogon przechyliły się też do przodu, ale zaraz znowu opadły na plecy, gdy się wyprostował* Witaj nieznajoma *Mruknął cicho, basowo. Jego głos był nieco szorstki i miał dziwny akcent, ale tak to bywa w przypadku obcych. Zachowywał się wobec niej uprzejmie, tak jakby nadal przebywał na Mandalore*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 20:44:19

*Pierwszy zareagował robot, wysoki na ponad dwa i pól metra. Postawna bojowa machina i sylwetce humanoida odzianego w metalowy pancerz, połyskujący, wypolerowany, wypolerowany zadbany, choć noszący na sobie blizny postrzałów. Płaski wizjer przypominający wygięty jarzeniowy pręt wmontowany w hełm wojownika przebiegł czerwonym rozbłyskiem. Tu i ówdzie widać było padającą czerwoną siatkę skanera, która przebiegła przez postać nieznajomego, analizując i przesyłając gdzieś dalej do analizy w komputerowym mózgu. Jednak nie ruszył się, a  czy to był program, czy posłuszeństwo, tego się na tym etapie nie dowiemy. W każdym, bądź razie na wyzywające spojrzenie nie odpowiedział. To przecież maszyna.
Rzeka, siedząca na kocu bokiem, z cichą, nieeksponowaną gracją była tu jak dziecko miedzy dwoma tytanami. Jej niewielkie ciało kryło się pod gustownym okryciem wzorzystej sukni i szala na szyi, opadającego na pierś i biegnącego na ramiona, by kończyć się w okolicach nadgarstków ozdobionych plecionymi z rzemieni bransoletami. Pochyliła głowę w geście ukłonu, zamykając oczy, a  kiedy podniosła głowę jej oblicze i oczy znowu jaśniały* Bądź pozdrowiony wojowniku, Ty i Twoje matki *wyszeptała, mówiła teraz, jakby była wiatrem i gdyby otaczał ich las pewnie każdy stwierdziłby, ze przemówiły drzewa*

Tangorn - 2010-01-13 20:54:36

*Gdy robot skanował go, to mięśnie na jego karu zadrgały mimowolnie, jakby szykował się do bitwy. Pewnych odruchów wpajanych przez całe życie nie da się zmienić. Dłonie nieznacznie zaciskał w pięści i rozluźniał je, ale gdy robot nie wykonał żadnego aktu agresji to przestał się nim interesować, ale tylko pozornie. Zawsze należało mieć na oku potencjalnego przeciwnika, by w razie konieczności móc zareagować odpowiednio szybko. W końcu jednak swój wzrok przeniósł na kobietę nieznanej mu rasy. Wyglądała nieco dziko, ale określenie jej jako zwierzę byłoby w najlżejszym przypadku obraźliwe. Jej ubiór oraz zachowanie zaciekawiły go, nic nie wiedział o tym miejscu, więc rozsądek i rozwaga nakazywały zachowanie ostrożności oraz próbę wyciągnięcia jakiś informacji od nieznajomej.* Zwą mnie Tangorn, z Mandaloriańskiego klanu Fibal. *Przedstawił się tradycyjnie w odpowiedzi na jej powitanie. Bo w sumie to nie miał pojęcia co innego odpowiedzieć, zawsze kiepsko mu szło nawiązywanie nowych znajomości. Przy odrobinie szczęścia i dużej dozie samokontroli to spotkanie to przebiegnie w miarę miłej atmosferze.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 21:02:49

*Jakże można było się pomylić nie znając istoty, gdyby bowiem nazwał ją zwierzęciem odebrałaby to jako komplement. W jej poglądach bowiem wszystko to czym tętnił Duukan nie dorównywało zwierzętom w  najmniejszym nawet stopniu. Samica poruszyła głową, tak ze odsłoniły się sterczące błoniaste uszy. Uszy podniesione i skierowane lekko ku przodowi oznaczały u shelaalei uprzejme zaciekawienie, ale o mowie ciała powoli zapominano i nikt już nie czytał dawnego języka Rodzicielki Natury* Klan Twój musi być szlachetny, wojowniku *odparła lekko, wyśpiewując słowa jak podmuch. Jej spojrzenie pląsało po jego ciele, zaspokajając ciekawość swojej mocowładczyni. Mówiąc nie nazwała go imieniem. Widać nie dopełnił się jeszcze jakiś niepisany rytuał* Siądź proszę, winna bym się czuła siedząc, kiedy Ty stoisz, niczym sługa. Maasaan uczyniła nas równymi

Tangorn - 2010-01-13 21:16:16

*Starał się odczytać jej zamiary dzięki mowie ciała, ale była dla niego nową istotą i nie umiał jeszcze poprawnie odczytywać tych wszystkich drobnych ruchów. Umiejętność odczytywania mowy ciała była bardzo ważna w życiu wojownika, gdyż pomagała w identyfikacji zamiarów nieznanej osoby, tak jak teraz. Zawsze pozostawał czas do działania, czujność, czujność i jeszcze raz czujność. Zachowanie podobne do drapieżnika wyczekującego na ofiarę... jego mięśnie nieznacznie się napięły słysząc jej wzmiankę o swoim klanie. Czy jego aliit był szlachetny? To wszystko zależy od punktu widzenia. Na Mandalore ceniono ich za odwagę, siłę i wytrwałość. Zawsze podążali ścieżkami starych tradycji... nieznacznie drgnął słysząc jej słowa zachęcające do tego by usiadł. W jego oczach pojawiły się ogniki rozbawienia. Już nie pamiętał kiedy tak sobie usiadł pod drzewem i to w dodatku na kocyku. Po chwili wahania w końcu nachylił się i nieco niezgrabnie usiadł, a szwy jego ubrań zatrzeszczały ostrzegawczo, informując właściciela, że materiał naciągnął się za bardzo. Oczywiście to zignorował* Dziękuję za zaproszenie. Aż dziw bierze, że się na takie coś zdecydowałaś... *powiedział cicho swoim mocnym głosem. Przywykł już do tego, że budził raczej lęk ale i trwożny szacunek, a to z powodu jego imponującej postury oraz tych demonicznych oczu.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 21:29:35

*Drapieżnika oczekującego na ofiarę, ale w tym przypadku raczej ofiary, ale to była refleksja Samrune i nigdy by się nią nie podzieliła, wszak jej doświadczenie życiowe z różnymi istotami tez nie było małe, a szele niejako miały we krwi rozumienie i czytanie znaków niewerbalnych. Bo były zwierzętami. Kiedy mięśnie ciała olbrzyma napięły się w sposób zwiastujący ten konkretny ruch, sięgnęła po bęben do wyszywania by go zabrać. Pewnie się Tangorn cały na kocyku nie zmieści, ale czyż to czyjej czci zaszkodzi kiedy byli tu tylko we dwoje pod strażą metalowej przyzwoitki. Oczy szeli zmrużyły się w ten charakterystyczny sposób – jakby do uśmiechu, choć wąskie wargi właściwie pozostały niewzruszone. Niesamowicie spokojny wyraz twarzy osoby która nie lęka się, bo ma wiedze i pewność miejsca i czasów które ją otaczają i stanowią rzeczywistość.* Kiedy światy były jeszcze dziećmi Maasaan stworzyła zycie. Byliśmy niewielcy nierozumni, a  do rozwoju pchała nas pasja poznania. Podchodziliśmy by obwąchać i obejrzeć, a nasze mózgi stawały się większe. Poznanie jest drogą do rozwoju. Obawa zaś – krokiem do ignorancji… Nie obawiam się Ciebie. Jesteś pięknym stworzeniem *zaświergotała głosem duetu wiatru i śpiewu ptaka. Grały subtelnie mięśnie na jej twarzy, smukłej szczęce oraz chrząstki na których osadzone były uszy. Miarowy, ekspresyjny ruch krtani płynął  dół pod ukryty w szalu dekolt, jakby słowa naprawdę płynęły z serca. Wszystkiego dopełniał kwiat emocji kwitnący w jej wypowiedzi. Wyprostowała plecy w siadzie i lekko musnęła czubkami palców lewą stronę swojej piersi* Nazywam się Samrune. To moje pierwsze imię

Tangorn - 2010-01-13 21:42:43

*Ułożył się na ziemi jak najwygodniej, tak by nie rozpruć sobie ubrania, które wyglądało jakby było zaprojektowane na kogoś o mniejszej posturze niż on. Słuchając jej wywodu zaczynał w umyśle układać sobie jej obraz psychologiczny, jak to miał w zwyczaju. Zawsze tak robił, gdy poznał kogoś nowego, ułatwiało mu to dalszą koegzystencję z dana osobą, bo wiedział jak daleko może się posunąć. A z nią będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, gdyż wszystko wskazywało na to, że jest artystką i myślicielką, a to już było spore wyzwanie dla prostego wojownika, znającego tylko ciężkie wojenne realia, które pozostawiały rany na jego duszy i które sprawiały, że zawsze parł do przodu nie oglądając się za siebie. Omal też nie zarechotał, gdy stwierdziła, że jest pięknym stworzeniem. Pochylił lekko głowę w geście przeprosin* Wybacz mą reakcję... pierwszy raz słyszę takie określenie z ust aruetii... osoby nie będącej Taungiem. Z reguły określa się nas jako bestie łaknące krwi a to z powodu naszego stylu życia. *Błysnęły jego białe zęby w kształcie kłów jakieś bestii, zęby drapieżnika.* Miło Cię poznać Samrune... *Mówił z lekkim wysiłkiem, gdyż nie opanował jeszcze biegle tego języka, a poza tym rzadko miał okazję do takich rozmów z kimkolwiek, więc odwykł od tego, ale pamiętał, że w ten sposób należało zwracać się do starszyzny, wiec niejako zastosował to na potrzeby obecnej rozmowy*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 21:54:08

*Orzechowe oczy nakryły się powiekami* Nie znam waszego stylu zycia, nie znam Waszej rasy, a  nawet jeśli bym znała, to nie znam, i nigdy nie poznam duszy, która to sama dla siebie jest światem i zasadami. Nie mnie oceniać co jest dobre, a  co zle. A nuż może to ja zła jestem w oczach innych? *wzruszyła ramionami lekko, jakby w tańcu, i zaraz zadrgała nimi, kiedy z  jej szeroko otwartego, zajeżonego białymi zębami zwierzęcia pyska doniósł się perlisty śmiech z własnych słow. Koniec jej ogona, ułożony na okrytych suknią łydkach zafalował na końcu, co było widoczne jako przerzucenie piór, które obficie rosły na końcówce jej piątej kończyny. W końcu jednak spoważniała, i splótłszy palce dłoni, które wcale nie były drobne – były to silne łapy wspinającego się i biegającego na czterech nogach łowcy. Jej jednak – zadbane, wypielęgnowane przypominały zdecydowanie dłonie.* Zawierzam Tobie że mnie krzywdzić nie zechcesz *przemówiła z lekkim uśmiechem o trudnym do odgadnieni, tajemniczym znaczeniu* bo Twoje słowa mówią mi miedzy wierszami, ze uważasz ową opinię za krzywdzącą… *to rzekłszy bez strachu, ale i ostrożnie wyciągnęła dłoń w stronę jego porwanej koszuli, by przez tkaninę dotknąć silnego ciała*

Tangorn - 2010-01-13 22:08:11

*Słowa te wydały mu się nazbyt filozoficzne, wiec musiał trochę się wysilić, by zrozumieć ich sens. Gdyby to była jego ojczysta mowa, to z pewnością nie miałby trudności, wszak spotykał się z tajemniczymi uwagami starszyzny wielokrotnie, gdyż uważali, że trening ducha i umysłu jest równie ważny co trening ciała, bo w przeciwnym razie byli by tylko kolejną nacją barbarzyńców, którzy wojują tylko dla radości z wojowania. Zmrużył lekko oczy uważnie, ale dyskretnie obserwując jej zachowanie, gdyż różniło się znacząco od zachowania wszelkich znanych mu istot, a w swoim życiu widział już wiele. Miała w sobie tą naturalność, zwierzęcą naturalność... Wysłuchał jej kolejnych słów ze spokojem i gdy w końcu przemówił to ostrożnie dobierał słowa, bo nie był do końca pewien ich znaczenia* Nie zamierzam Cię krzywdzić... i tak, uważam tą opinię za krzywdzącą, gdyż ci którzy tak hojnie szafują swoimi osądami nie znają nas, naszej kultury i jej podstaw, dlatego uważają nas za barbarzyńców kochających wojnę i przelew krwi... Kochamy walkę, jest ona sensem naszego życia, ale równie ważny jest dla nas honor i nasz kodeks. Jest to trudne do wytłumaczenia komuś obcemu... *Ton jego głosu był nieco oskarżycielski z nutka goryczy. Jego wzrok momentalnie zatrzymał się na jej dłoni, ale nawet nie drgnął.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 22:25:02

Krowa która najgłośniej ryczy najmniej mleka daje, to prawda znana od wieków na wszystkich światach. Czemuż dzwon głośny? Bo w środku jest próżny *zmrużyła oczy na chwilową pauzę na oddech, lub zaczerpniecie myśli* Matka Natura stworzyła silę, stworzyła hierarchię i porządek. Stworzyła drapieżnika i ofiarę. Jeśli idąc za naszym kodeksem nie zatracamy się, nie popadamy w fanatyzm i nie oddajemy się grzechowi – jakichże podstaw może nas ktokolwiek osądzać? *czemu mówiła „nas”? Może miała coś na myśli, a  może było jej tak wygodniej… Ale jakby znał bardziej Duukan wiedziałby jakie porzekadła i opinie krążą o shelaalei. Dłoń samicy oparła się opuszkami sprężystych palców na piersi tanga. Dotknęła śródręczem. Jej dotyk był zupełnie jak przypadkowe zaczepienie gałęzi o cialo. Tyle, co nic. Delikatnie, subtelnie. Palce zatrzymały się na trzeszczącym w boleściach szwie, a głowa szeli syknęła z niesmakiem* W imię Najwyższej bogini Maasaan, a cóż ciebie tak pohańbiło żeś taką szmatę przywdział? *cofnąwszy dłoń zadarła głowę i spojrzała mu w oczy spojrzeniem kogoś kto ma żal do świata*

Tangorn - 2010-01-13 22:37:21

Masz rację, prawdy te są znane wszędzie, lecz głupca nie przegadasz, gdyż upierać się będzie w swej opinii do upadłego *Chyba, że mu się ją wybije z głowy przy pomocy siły, ale to tylko taka ostateczność, gdy jego zachowanie jest aż nazbyt irytujące i gdy jest na tyle głupi, by ignorować ostrzeżenia o zagrożeniu.* Z reguły osoby uważające siebie za ofiary obawiają się drapieżników i pogardzają nimi, uważając siebie za istoty lepsze, gdyż nie posuwają się do "barbarzyństwa". *Jej towarzystwo jakoś dziwnie na niego wpływało. Od dawna nie prowadził rozmowy na takim poziomie, ocierającym się o dyskusję filozoficzną o życiu. Dziwne doświadczenie, ale wielce pouczające. Z niejakim zdziwieniem tez odkrył ,że niemal nie wyczuwał jej dotyku, gdy badała jego ciało, ale już jej komentarz odnośnie tego godnego pożałowania ubrania wywołał u niego nagły napad wesołości, więc zaśmiał się głośno, basowo, tak jakby jego śmiech wydobywał się właśnie ze studni, zwielokrotniony przez echo* Cóż... w sklepach widząc mnie twierdzili, że na mój rozmiar to tylko namiot pasuje, ale mam nadzieję ,ze te ubrania szyte na miarę w końcu dotrą do mnie, bo to jest niewygodne, a w pancerzu nie będę paradować po mieście *Jego klatka piersiowa wciaż sie podnosiła i szybko opadała z powodu tłumionego śmiechu.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 22:51:08

*Skinęła głową, wydychając głośno powietrze z płuc i nagle opuściła głowę by zaśmiać się do skrawka koca. Z całą pewnością dopasowała kilka twarzy do jego opisu. I jedną – najważniejszą. Twarz – maskę wszystkim znaną. Kiedy podniosła twarz ujrzała ów męczenie szwów na koszuli i sama wybuchła chwilowym. Ale perlistym i głośnym śmiechem. W kąciku oka coś srebrnego zalśniło, ale starła to wierzchem palca. Spoważniała tak szybko, jak się roześmiała. Tak samo nagle, ale oczy jej nabrały blasku klejnotu* krawcy liczą tu sobie jak człowiek za matkę, jeśli masz jeszcze możliwość to zamówienie wycofaj, bo i tak spartaczą, a moje tancerki ostatnio coś pyskate, wiec jak igłami palce podziurawią to tylko im na zdrowie wyjdzie *oznajmiła pewnie, podnosząc łeb niczym zadowolona po posiłku szela… bo właściwie to nic dziwnego, sama była szelą. Kiedy przyozdobiła pysk typowo rasowym uśmiechem, błysnęły jej dwa białe długie kły. Rozstaw kłów drapieżnika zawsze pasuje do karku ofiary, wiec łatwo było się domyślić, ze mogła chwytać zwierzynę wielkości człowieka*

Tangorn - 2010-01-13 23:00:50

*Jej wybuch śmiechu spowodował kolejny niekontrolowany rechot z jego strony, bo jak tu się nie śmiać przy takim "pokazie"? W końcu też się uspokoił i rozbawienie ustąpiło miejsca spokojnej, lecz chłodnej powadze. Zawsze utrzymywał pewien dystans w czasie rozmowy, czasami mniejszy, gdy przebywał w towarzystwie swoich vode a czasami większy, gdy rozmawiał z aruetiise* Zauważyłe, ale wyboru większego nie miałem... chcieli mnie oskubać z resztek pieniędzy domagając się zaliczki... cóż, groźny wygląd czasami się opłaca *Również błysnął zębami obnażając je w nieco drapieżnym uśmiechu, jakby wyczuwał swą następną ofiarę. Ale to był zwyczajny uśmiech rozbawienia, lecz przekazujący też subtelne ostrzeżenie "Nie warto ze mną zaczynać, bo źle to się skończy". Jej oczywiście nie groził, nie widział takiej potrzeby... Zdawało mu się, że rozumie go nieco lepiej niż te wszystkie durne istoty dookoła* Twoje tancerki? *Zapytał nieco zaintrygowany. Uniósłby brwi przy okazji, kłopot w tym, że ich nie miał. Nie miał również jako tako czoła, które mógłby marszczyć, tak, jak to sobie upodobali ludzie*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 23:18:07

*Ona tez nie miała brwi, ale jak zachodziła taka potrzeba wymownie unosila powieki. Teraz nie było takiej potrzeby i jej pysk przybierał i utrzymywał naturalny, łagodny a zarazem tajemniczy wyraz, w każdej chwili mniej lub bardziej dwuznaczny, ale to cecha rasowa. Powiadają ze każda szela ma dwie dusze* Ano owszem, moje tancerki *przytaknęła nie rozszerzając za bardzo tematu, jakby uznała ze jeszcze nie ten czas. I już otwarła pysk, nabierając powietrza by odezwać się kolejnym zdaniem, kiedy jej źrenice zwęziły się nagle. Szum serwomotorów obwieścił ruch mechanicznego ciała. John ruszył energicznie, wychodząc z boku drzewa, przy którym stał, za plecami Tangorna (by – gdyby ten zechciał go ostrzelać nie trafił Samrune). Zgrzyt i charakterystyczne miarowe dudnienia ciężkich kroków minęły kocyk i teraz widzieli jak maszyna dostojnie, ale z pośpiechem kroczy w kierunku wylotu z Oazy. Po kilku krokach dał się słyszeć syk przeładowania a następnie plunięcie zieloną wiazką energii w niewiadomo co. Cel ujawnił się dopiero trafiony. Maskowanie padło, i na chodnik upadł niewielki latający robocie szpiegowski. John Dwururka grzebnął monstrualną nogą wydając przy tym coś w rodzaju jęku mieszanego  rykiem, prawie jak zwierze, wyraźnie niezadowolony ze ktoś smie przerywać spokój jego pani, choć Pani nie miałaby pojęcia do tej pory, gdyby nie John i jeśli powiedziałaby coś niewłaściwie, mogłaby za to odpowiedzieć...*

Tangorn - 2010-01-13 23:26:05

*Miał przemożną chęć kontynuowania tego tematu, ale stwierdził, że nie będzie naciska, w końcu to nie przesłuchanie. Chciał jeszcze tylko zapytać co w końcu z tym ubraniem, gdy robot się poruszył, wywołując u Tangorna gwałtowna reakcję. Błyskawicznie poderwał się z ziemi, uginając kolana tak, by mieć możliwość szybkiego skoku. W jego prawej ręce pojawił się blaster a w lewej długi sztylet. Zmrużył oczy patrząc na John'ego i szukając wroga. Początkowo myślał, ze maszyna ma zamiar jego zaatakować, ale celem okazał się robot szpiegowski. Niech szlag trafi te systemy maskujące... Jego wszystkie mięśnie były napięte i gotowe do działania, ale najwyraźniej zagrożenie minęło, więc powoli się rozluźnił i zauważył, że ubranie nie wytrzymało jego gwałtownej reakcji.* fierfek... to już druga w ciągu paru dni... *Mruknął pod nosem, chowając broń i spoglądając na Samrune, ale nie miał zamiaru przepraszać ją za swoja gwałtowną reakcję. Takie zachowanie bardzo wiele razy uratowało mu życie*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 23:38:09

*Samrune także poderwała się, ale dopiero jak zobaczyła cel. Ciche westchnienie zabrało jej oddech. Teraz dopiero zdała sobie sprawe, w jakiej postawie widzi Tangorna. Jego rozluźnienie pobudziło ją jeszcze bardziej. Nic nie powiedziała, syknęła tylko urywanym jękiem, jakby szumem, co brzmiało jak język lasu. Mowa shelaalei. Padła na kolana i porwała w ręce swój instrument, który jeszcze niedawno tak pięknie grał. Mocne szarpniecie, ,jakie wykonała przytrzymując pudło stopą urwało gryf od reszty, a kiedy był już cały w jej dłoni ukazało się połyskujące błękitnym odcieniem ostrze tradycyjnej broni – noża rytualnego shelaalei. Podniosłą wzrok a jej oczy błyskały zupełnie jak i klinga* Oni kogoś szukają… *szepnęła i wystrzeliła susem do przodu, nawet nie wstając, po półtorametrowym skoku przejęła ciężar na wolną rękę, nogi jej opadły na bruk a ona wstała i pobiegła, nie tak szybko by oznaczało to panikę, ale na tyle, by dać do zrozumienia ze chodzi o coś ważnego. Johny ruszył za panią, nawet nie oglądając się na Tangorna. Strzelał z jednej dwururki, a  teraz aktywowane miał już dwie. Tymczasem szela przykucnęła przy ustrzelonym robocie. Szpic klingi wbiła w łączenia płytek i uderzyła w rękojeść, by go zagłębić*

Tangorn - 2010-01-13 23:45:15

*Jej reakcja ponownie wzbudziła w nim niepokój i dobył ponownie broni, skupiając się na poszukiwaniu kolejnego celu. Wyostrzył wszystkie zmysły i ugiął kolana, tak by mieć jak najlepsze możliwości manewrowe. Ubranie już było w strzępach, gdyż nie było przygotowane na tak gwałtowne reakcje. Ruszył w kierunku robota, który stał na straży. Cicho klnął w swoim ojczystym języku na to na czym ten świat stoi. Był tu od niedawna i już zdążył wpakować się z kłopoty po raz drugi... będzie musiał bardzo szybko dostosować się do życia w tym miejscu, albo wyniesie się stąd na jakąś spokojną planetę, bo zajmować się polowaniem, tak jak to robił jego ojciec na Mandalore...* Fierfek... ciekawe kogo? Znasz się na tej technologii? *On nie wiedział co zrobić z tym, budowa tych maszyn znacząco różniła się od tego co znał ze swojego ojczystego świata. Najprościej można powiedzieć, ze większość jego wiedzy technologicznej można spokojnie odstawić do lamusa*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-13 23:56:10

*Kiedy podszedł i zapytał o to, ona odruchowo podniosła głowę i spojrzała na swojego Johna (który jednak na nią nie patrzył, jego głową znajdowała się możliwe najwyżej jak to możliwe i raz po raz pojawiał się promień skanera. On cały czas czuwał, skanował, i złapał tego szpiega). Przez jedną chwile Samrune wyglądała jak wilczyca która chwyciła zdobycz. Brakowało krwi na szczekach. Jej wielkie orzechowe oczy zatrzymały się na Tangornie* Tak *odparła na wydechu, naciskając nóż mocniej i spawy płytki pękły. Na nożu szela wyciągnął wszystkie flaki robota* widział nas, trzeba wydłubać mu oko *Cofnęła nuż, odkładając go na bok. Zgrabnie wsunęła palce miedzy obwody drukowane, by pazurami wyłuskać płytkę, zapewne pamięć, dysk szpiega. Odcięła go nożem i wsunęła w dekolt. Pozwoliła sobie na chwilę westchnienia* Trzeba to zniszczyć… *rzuciła ni to do Tanga ni do Johna, by po chwili wstać i pobiec przez trawnik pod drzewo po koc i resztę swoich rzeczy. Sielanki koniec. John ciężkim krokiem zbliżył się do kupki złomu wiec siłą rzeczy i do mandalorianina*

Tangorn - 2010-01-14 00:03:00

*Obserwował jej poczynania i katem oka patrzył na robota, który wydawał mu się nieco prymitywny w porównaniu z tymi, które już widywał, ale cóż, spełniał swoje zadanie. Zniszczenie robota nie byłoby problemem, gdyby miał swoją typową broń Mandaloriańską, jeden strzał i z tego by nawet jeden cały kawałek nie został. A ten blaster co miał? Nędzna nawet nie podstawowa wersja, dlatego też najlepszym wyjściem byłoby zmiażdżenie tego i pozbycie się resztek w jakimś śmietniku. Obserwował Johnego, bawiąc się swoim sztyletem z Beskaru, który udało mu się ocalić z katastrofy jego okrętu. Czekał na Samrune  tylko, bo już wiedział co zaraz nastąpi... rozproszenie się, ucieczka... ona akurat nie miała problemu z ukryciem się, nie była aż tak niezwykła jeśli patrzeć na rasę. On? Był jedynym Taungiem na tej zapyziałej planecie... musi znaleźć robotę i mieszkanie itam się obwarować. Potem można planować coś więcej*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-14 00:16:33

*John wyraźnie dawał pierwszeństwo w zniszczeniu Tangowi, tak nakazywał mu program – istota organiczna, zwłaszcza ta „przyjazna” powiedzmy ma pierwszeństwo we wszystkim, ogólnie jest bytem, wyższym i Johny (choć był charakterną maszyną) pokornie to akceptował, jednak bierność tanga wyraźnie go sprowokowała, bo zaraz dwie dwururki wyzierające z jego przedramion skierowały się na cel i jednocześnie strzeliły, co spowodowało małą eksplozję, po czym z  sądy pozostał poczerniały śmierdzący palonymi obwodami trup.
Właścicielka bohaterskiej maszyny tymczasem kilka sprytnymi ruchami ukryła swój nuż w pudle instrumentu, nawet struny zawiązując. Koc narzuciła na ramiona, zabrała co miała i lekkim biegiem wprawnej tancerki wróciła do nich. Wiedziała już ze z okien zerkają. Wiedziała, ze nikt nic nie powie „z dobrej woli”, ale jeśli milicja zechce ich przesłuchać na poważnie może być kłopot* zabierz to *poleciła robotowi, sama stając na przeciwko Tangorna. Była niska. Może 160 cm wzrostu.* Masz dokąd pójść?

Tangorn - 2010-01-14 00:24:03

*Rozwalenie robota przebiegło szybko i sprawnie, a Tang tylko zerknął na swój blaster. Najwyraźniej będzie musiał sobie załatwić jedną z tych "tradycyjnych" spluw, bo tutaj były one efektywniejsze, choć mniej poręczne. Jego wzrok błądził po okolicy a ciało wciąż było gotowe do walki a wszystkie mięśnie były naprężone jak struny. Wolałby wiedzieć kto jest jego przeciwnikiem, systemy maskujące uważał za broń niehonorową, gdyż nie dawała ofierze możliwości do obrony. Tylko tchórze jej używali... tchórze i predatorzy, z którymi miał już niestety przyjemność. Poczekał aż wróci Samrune, by zdecydować co dalej. Na jej pytanie tylko wzruszył ramionami* Obecnie? W jakimś motelu... jestem tu od niedawna... *Skrzywił się lekko, bo miasto mu nie pasowało. Było nawet gorsze od Nar Shaddaa czy innych cholernie złych miejsc, ale tam to trzeba było sobie radzić z bandytami, rzezimieszkami i innymi typami, co było proste, gdy miało się reputację "rzeźnika". Ale tu? Nie zdawało to egzaminu* Gdzieś to przeczekam... znowu.

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-14 00:37:08

*Pokręciła głową, wyrażając jednoznacznie tym gestem ze to zły pomyśl. Grzywa jej zafalowała w tym ruchu. Sama była czujna i spięta, ale w jej przypadku wyglądało to zupełnie inaczej – wzrok stał się rozbiegany, uszy stały, ale były odchylone w tył, ogon chłostał powietrze, a zdobiąca go szczota zamiatała chodnik. Serce jej waliło. Co to będzie, jak odkryją oazę…* Jeśli szukają ciebie, w motelu maja Cie jak na dłoni… *kiedy John podnosił się z zebranym truchłem sondy, Samrune zacisnęła palce jednej reki na naramienniku jego pancerza, drugą ręką trzymając swoje rzeczy. Jej trójpalczasta z cala pewnością chwytna stopa oparła się o kolano robota. Wskoczyła na jego kark jak na grzbiet wierzchowca. Teraz zamknęła oczy na chwile, pochylając także głowę jakby w jakiejś wielkiej bolączce, zagadce* zabiorę Cie do siebie. Na razie… inaczej – wierzaj mi – znajdą i źle skończysz

Tangorn - 2010-01-14 00:44:28

*Ta myśl też mu do głowy przyszła... Mógł wtedy w tym barze nie pić, wtedy bez problemu rozpłynąłby się w cieniu, jak przystało na członka elitarnych oddziałów "Dha verda", ale popełnił ten błąd i teraz miał kłopoty. Musiałby szybko coś wymyślić...* Jak mnie to są bardzo uparci za złamanie tej godziny policyjnej... *Potrząsł głową w lekkim rozbawieniu. Taungowie niebezpieczeństwo śmierci traktują w różnoraki sposób, ale nigdy nie boją się jej tak jak ludzie. Zamyślił się chwilę, nim znowu jej odpowiedział...* Już druga osoba mi to mówi... do prawdy, piękny świat a ja utknąłem na tym zadupiu do końca życia... po prostu pięknie. *Mało tego, wkurzony był nie na żarty, bo jeśli odkryją jego kryjówkę w motelu i położą łapska na jego Beskar'gamie... ten pancerz był jego dziedzictwem, poszczególne elementy przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Będzie go musiał odzyskać... ale jak zdobędzie porządną broń.* Dobra, wiedzę, że nie mam wyboru. Prowadź... *ton jego głosu wyrażał zrezygnowanie, żal ale też narastającą w nim wściekłość.*

Rzeka Samrune Kiate-ahara - 2010-01-14 00:53:05

*Nic nie powiedziała. I naturalnie nie miała pojęcia jaki skarb ukrywa Tangorn w swoim motelowym pokoju. Wspominał wprawdzie coś o pancerzu, ale ten fakt teraz umknął w potoku sytuacji. Przyjdzie czas się tym martwić. Samrune nie mogła bo po prostu zostawić. Nie dlatego, ze była dobra. Dlatego, ze on nie był tacy jak oni wszyscy. Jak ten cały świat. Widać było nie tylko po jego wyglądzie, ze nie jest stąd i nigdy nie będzie chociażby i całe zycie tutaj spędził* Do domu, Johny *klepnęła maszynę, która natychmiast ruszyła. Robot nie był szybki. Można nawet śmiało powiedzieć, że był wolny. Zdołał rozpędzić się jedynie do prędkości jaką ludzie nazywają szybkim truchtem. A przy tym jego przemieszczanie się było głośne, ale o tej porze ulice żyły. Było pełno samochodów, innych pojazdów, robotów i wszelakiego sprzętu robiącego hałas. Dosiadająca robota bojowego kobieta nie wywołała nawet większej sensacji. I tak doprowadziła go aż do miejsca, gdzie rozpocznie się jutro kolejny rozdział naszej sesji. Dobranoc*

Rei - 2010-01-30 19:42:57

*Było wczesne popołudnie, gdy zza załomu pobliskiego budynku wyłoniła się drobna postać, kierując swe kroki w sobie tylko znanym kierunku. Cel jej podróży stanowiła jedyna bodajże namiastka zieleni, oraz dawnego życia, jaką było miejsce, zwane przez istoty zamieszkujące tę okolicę: Oazą. Rei była tego dnia w całkiem niezłym humorze, zważywszy na fakt małej sprzeczki, jakiej była dziś świadkiem, a w późniejszych wydarzeniach i uczestniczką. Ubrana była dziś stosunkowo luźno, jak to zwykle, w czarne, opięte spodnie, stare, czerwone trampki i dla odmiany: bordowy podkoszulek odsłaniający ramiona. Na szyi nieodzownie tkwił ,,światowy,, już zegarek na rzemyku. Włosy związane miała w warkocz, nie licząc pojedynczych, luźno puszczonych pasemek po bokach twarzy. Znalazłszy się już bezpośrednio na terenie oazy, dziewczyna zatrzymała się tuż obok ławki, na której następnie usiadła w wygodnej pozycji, jaką stanowiło podkulenie pod siebie nóg. Wyciągnęła wcześniej z kieszeni spodni niewielki, wymięty kawałek papieru, studiując go teraz uważnie i mrużąc przy tym lekko oczy*

Secorsha - 2010-01-30 19:56:11

*Wczesne popołudnie dla jednych, dla innych -  świt. O 12 to porządni obywatele winni spać. No ale nikt nie spi, wiec nikt nie jest porządny, dlatego też jest źle na Dukanie. Wszystko jasne, proste, i klarowne.
Ale była jedna istota bardzo porządna i warta naśladowania. Rzecz jasna. Owa istota pojawiła siew  polu widzenia tych którzy właśnie patrzyli  miejsce, osobliwy tunel który prowadził do oazy. Wysoka, żylasta, a  może nawet chuda postać w płaszczu. Pierwszym, co rzucało się w oczy, był supeł na prawym rękawie, na wysokości łokcia. Drugim – łeb. Łysa glaca, pociągła twarz, zaspane oczy, nieprzytomne oblicze. Secorsha zmarnowany nie snem, idący prawie zygzakiem,. Zatrzymał się w słońcu i zaczął kłykciem wiercić w oku. Na jego ramionach cos się ruszało. Jaszczurka wielkości kota,  zielona z barwnymi plamami w okolicy otworów słuchowych. Połowę jej pyszczka pokrywały blizny, jak po oparzeniu. Z lewej strony, wiec i lewe oko było martwe, nie przeszkadzało to jednak by i martwe oko do pary ze zdrowym wytrzeszczała jakby w zaskoczeniu.
Większy gad mruknął coś w stylu „o matko, po czym przykucnąwszy na chwile ruchem barku zepchnął jaszczure na trawnik, i ruszył powoli wybrukowanym chodniczkiem, chodniczkiem stronę dziewczyny na ławce, której jednak nie widział, bo on spał na stojąco*

Rei - 2010-01-30 20:04:51

*A ona nieprzerwanie nadal wodziła całkiem przytomnym spojrzeniem po lekko wyświechtanej kartce, trzymanej w wyciągniętej, prawej dłoni. Podniosła teraz osobliwy ,,papierek,, nieco wyżej, na wysokość swojego własnego czoła, prostując przy tym rękę w łokciu. Obracała nim przez chwilę w powietrzu, to w prawo, to znów w lewo, nieświadomie poruszając przy tym także głową. Po chwili jednak opuściła rękę ze zrezygnowaniem i wtedy to jej oczom ukazał się widok zmierzającego niechybnie w jej stronę Kaleesha. Na powrót zmrużyła lekko oczy, kładąc dłonie-w tym kartkę na swoich kolanach. Pochyliła się lekko do przodu, starając sobie przypomnieć, skąd zna owego dziwnego delikwenta*

Secorsha - 2010-01-30 20:13:43

*Seco był tu raczej znany wiec każdy chociaż raz w swojej egzystencji musiał go widzieć. Zbliżał się jak w  transie, z zapuchniętymi od snu oczami utkwionymi w czubki ciężkich butów z cholewami, o klamrach nie po zapinanych jakby w  pośpiechu opuszczał domostwo. Spod płaszcza wyzierał kołnierzyk nieuprasowanej koszuli, jednak tej z tych „lepszych” (była to służbowa koszula, ale tego nie wie nikt, nawet Seco w  tym momencie. Szedł sobie, szedł, zostawiając za sobą węszącą w trawie jaszczurkę, szedł tak i nagle łomot! Rei na pewni to poczuła. Kaleesh zaczepił o ławkę, z silą wprawdzie niewielką, ale masą pokaźną, wiec aż go zgięło i tak jak w jednej chwili dziewczyna siedziała na ławce nieniepokojona, tak w  drugiej jedno konano Secorshy klęczało na siedzisku, a  cały tors zwierzał się z ławki. Druga noga (prawa) została na trawniku. Pazury dłoni chwyciły kurczowo oparcie ławki* Oszsz w mohrrde… *syknął przez ból i zaskoczenie. Wyrznął się, jak to mawiają, sprawiedliwie*

Rei - 2010-01-30 20:23:33

*Cofnęła się jakoś tak odruchowo, pozostawiając mu jednocześnie większe pole manewru, w razie tego, co miało sekundę potem nastąpić, a czego zapowiedzią był niechybnie jego chwiejny krok. Nadal jednak siedząc na ławce, doznała naglę przysłowiowego olśnienia.* Kumpel Jerrego, krewetki... co? *Zaintonowała odrobinę melancholijnie tym swoim dziewczęcym głosem, jak gdyby zaistniała właśnie scena była czymś w zupełności najnormalniejszym i często spotykanym- choć tu można by już spekulować. Pochyliła się teraz lekko na bok, by skupić się na oględzinach osobliwej pozycji, w jakiej się Seco znalazł.*

Secorsha - 2010-01-30 20:32:44

*Ale Seco nie był pijany, bez obaw. Chwiejny krok był efektem zbyt wczesnego przebudzenia się. Kaleesh, jak to zaznaczał gdzie się tylko dało „bardzo dużo pracował i w sobotę to musiał odespać”. Ale nie odespał z jakiegoś powodu, bo był tu, kompletnie nieprzytomny. No, może już od teraz nie, bo kiedy zadarł łeb i spojrzał na rei, oczy miał jak najbardziej świadome i trzeźwe. Wielkie, złote, a źrenice cienkie jak dwa gwoździe, zwężone zdziwieniem. Zupełnie, jakby pytał „a co ja tu robię?”. Za jego plecami jaszczurka zatrzeszczała głośno, ale nie podeszła, była bowiem największym tchórzem  Dominium. Seco zaś nie był hojny w dyspozycji swojej pozy do oglądania, bo zaraz wstał i pochyliwszy się zaczął masować łydkę w którą się uderzył. Gdyby zapiął klamry na pewno by go nie bolało. Syknął cicho, i pozostając w ów zgiętej pozycji poderwał wzrok i spojrzał w  twarz Rei. Pod owalami tęczówek błysnęły trochę przekrwione białkówki. Patrzył chwile, jakby analizował jej zapytanie* Jehrrego khrre… ah, Hakosia… no tak, a z tobą oto on się chyba na obiad umówił, nie? *zapytał mrużąc jedno oko. Kojarzenie jako tako działa*

Rei - 2010-01-30 20:41:17

*Przyglądała mu się jeszcze przez moment, po czym skinęła lekko głową, na znak, że dobrze pamięta. Ale rozwodzić się w tym temacie nie miała najmniejszego zamiaru, dlatego też po chwili przeniosła spojrzenie na niedopięte klamry jego butów, choć bez oznaki najmniejszego zmieszania, ot, zmieniła po prostu obiekt oględzin. Na pamięć Rei nie narzekała, to też już po chwili udało jej się spośród plątaniny własnych myśli wyłapać nawet imię Kaleesha.* Seco...? *Rzuciła gdzieś w przestrzeń, bo to pytanie z pewnością nie było skierowane wprost do niego, no, może do jego butów. Podniosła jednak zaraz po tym głowę, przekręcając ją lekko, jak to miała w zwyczaju*

Secorsha - 2010-01-30 20:49:21

*A kiedy podniosła, mogła spotkać się ze złotym spojrzeniem. Źrenice były już troche szersze, co oznaczało, ze wraca do siebie. Przesłania jednak nie można było odczytać. Nie była to jednak jego codzienna serdeczność. Raczej ostrożne badanie terenu wymieszane z subtelną oznaką zdziwienia, ale czym, tego nie można było dojść po sytuacji nie znając zdradliwych ścieżek tego szalonego umysłu. Nozdrza mu się rozszerzyły, minimalnie, jakby u zwierzęcia, które łapie won, analizuje i bada. Chwila bezruchu* No *Odparł. Ręka masująca łydkę zastygła w bezruchu. Klamry butów same się nie zapięły. Nagle Seco wyprostował się, okręcił i usiadł obok. Siedział teraz swoją prawą do niej. Jedyną dłonią sięgnął do obitej nogi i zabrał się za zapinanie owych pasków* Secorsha *sprecyzował, odchylając głowe w jej strone, w  pochyleniu, wiec nieco ku górze, i uśmiechnął się lekko*

Rei - 2010-01-30 21:00:38

*Ponownym skinieniem głowy przyjęła chyba ten fakt do wiadomości. Po chwili uniosła się lekko na podkulonych nogach, wkładając trzymany w prawej dłoni zwitek papieru do tylnej kieszeni spodni.* Jestem C'jit, bo w tym ferworze walki tam, na śmietniku, chyba nie mieliśmy okazji nawet się poznać. *Odparła w końcu, powracając do dawnej pozycji, jeśli chodzi o usadowienie. Wolne już teraz ręce, a raczej ich łokcie, oparła na swoich kolanach* Inna sprawa, że mi utkwiła w umyśle taka tam gadanina o nienakarmionych rybkach i niezałatwionych sprawach *Dodała po chwili, obdarzywszy go jednym ze swoich szelmowskich uśmiechów, których to spory wachlarz zapewne posiadała*

Secorsha - 2010-01-30 21:07:59

*Widząc szelmowski uśmiech sam zmodyfikował wyraz swojego pyska, z neutralnie – serdecznego na bardziej drapieżny i trudny do jednoznacznej klasyfikacji* A no tak, już pamiętam,. Jak szedłem to słyszałem jakieś dziwnie słowa, myślałem ze mi sie przyśniło, ale jednak… chcesz, żebym mówił na ciebie „Cholehrra?” *sięgnął do drugiego buta i teraz go zapinał* ja bym się chyba thrroche za takie pseudo gniewał… *podjął lekko, może odrobinę nawet „filozoficznym” tonem* Ale jak co kto woli, nie? *skonczywszy z  butami westchnął i wyprostował się* Nie mam rybek i niezałatwionych sphrraw, ale mam jaszczuhrrkę *I tu pazurem wskazał przed siebie na przyczajoną w trawie jaszczurkę która wyraźnie chciała podejść ale się bała*

Rei - 2010-01-30 21:21:17

Wiem, mnie osobiście raczej to nie przeszkadza... *Odparła, nawiązując do jego wypowiedzi na temat przezwiska. z jej twarzy automatycznie zniknął uśmiech, choć lewy kącik ust powędrował teraz bardzo nieznacznie ku górze* ...no ale tak formalnie, to na imię mam Rei *dodała, przenosząc spojrzenie we wskazany przez kaleesha kierunek. Dojrzała pomiędzy źdźbłami trawy niewielki łepek jaszczurki* Trochę strachliwa. *Zauważyła, przyglądając jej się przez moment w zamyśleniu* No ale zwierzęta mądre są i zadbać o siebie potrafią, więc pewnie ma jakieś powody. Może mnie się boi... *To mówiąc uśmiechnęła się lekko, jak gdyby sama do siebie. Miewała czasem takie ,,odbiegi,, od rzeczywistości. Kto wie, gdzie wtedy myślami błądziła.*

Secorsha - 2010-01-30 21:27:42

*Nie spuszczał bacznego, ale w gruncie rzeczy łagodnego spojrzenia z jej twarzy. Drobne, oszczędne ruchy oczy zdradzały to, na co patrzy. A to na usta, to na podbródek, na sposób naciągania mięśni twarzy, na oczy, na sposób ich zamykania, na ogólną mimikę.* No to spoko, Cholehrro *Wycharczał bez zawiści w tym słowie, wszak to pseudonim, i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, jak to u niego – aż po trzonowce. Uzębienie miał imponujące, zwłaszcza nachodzące na siebie kły górnej i dolnej szczeki. Ów piękny, nożycowy zgryz miał barwę kremowożóltawą. Kiedy spojrzała na jaszczurę, on tez przeniósł tam spojrzenie, a jego szeroki uśmiech spełzł jakby polano wodą jego właściciela* [i]Znalazłem ja w thrroche… traumatycznych okolicznościach, przynajmniej dla mnie, dwa tygodnie czatowałem jak idiota przy okienku do piwnicy, żeby w  końcu do mnie wyszła… no i została ze mną… tak wiec niewykluczone, ze ciebie się boi, jeszcze nie minęły dwa tygodnie*

Rei - 2010-01-30 21:41:18

*Uśmiechnęła się zwięźle, prychając cicho na słowo: cholera. W gruncie rzeczy przyzwyczaiła się już i chyba naprawdę nie zwracała na to uwagi. Co innego, gdy ktoś wymawiał to słowo z wyraźną niechęcią, bądź goryczą. Ale nie trudno rozszyfrować, jakie kto żywi intencje, dlatego też w tym momencie wprawiło ją to nawet w jeszcze lepszy nastrój. Nie spodziewała się tylko takiej reakcji ze strony swego rozmówcy, względem przyczajonego w trawie zwierzątka. Coby nie patrzeć, nie pasował jej jakoś do kaleesha wizerunek troskliwego ,,tatusia,, ale jego głos, a raczej ton wypowiedzi dużo jej teraz mówił. Wiedziała też, że nie warto kogoś po pozorach z góry oceniać, dlatego pozostawała w tej kwestii neutralna. Zaraz też żal jej się nieco zrobiło jaszczurki, bo w gruncie rzeczy zbytnio ,,twardoskóra,, nie była i takie sprawy nie spływały po niej jak woda po kaczce.* No, to miała szczęście, skubana... *Odparła, a na jej twarz powrócił krótki, urywany uśmiech*

Secorsha - 2010-01-30 21:51:13

*Wizerunek „tatusia” był w istocie trochę nie pasujący (ale jakby zapytała Seco, okazałoby się, ze ma dwoje dzieci gdzieś tam…), ale  nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Miedzy innymi dlatego wymyślono zoom optyczny, prawda?
Seco potrafił zaskoczyć, i to – o dziwo – częściej pozytywnie.* No chyba tak, gorzej mogła thrrafić… tak myśle. Rhozwiesiłem ogłoszenia, nawet przyszło pahrre osób ale nikt jej nie chciał bo brzydka, i bo z  meliny, znaczy się ode mnie *sprecyzował ze śmiertelną powagą*

Rei - 2010-01-30 22:00:20

Zaraz tam brzydka... *i tu wytężyła mocniej wzrok, pochylając się nieznacznie do przodu* ...z tego co widzę, to łepek jej tylko szpeci ta blizna, a poza tym zdrowa jest i cała *odparła, po dokładniejszych oględzinach jaszczurczego pyska. Po chwili odchyliła się w tył, opierając plecy o ławkę. Westchnęła prawie niedosłyszalnie, rzucając spojrzeniem na prawo i lewo* Ludzie to jednak dziwni są, jak coś nie jest idealne, zazwyczaj ląduje na śmietniku... *Skwitowała, choć jak można się było domyślić, mianem: ludzi określała tu wiele gatunków istot egzystujących na Duukanie. Widać było, że ją ten fakt na nowo pochłonął, bo znów zdawała się być nieobecna.*

Secorsha - 2010-01-30 22:09:27

No ja tego nie powiedziałem, cytuje tylko *wycharczał. Miał miły dla ucha glos, nie za wysoki, nie za niski, charczący, z twardym, kaleeshianskim akcentem, ale efekt końcowy był przyjemny. Kiedy się odchyliła, on tylko odwrócił łbem by obejmować ją kątem jednego oka. Siedział pochylony, oparty łokciami o uda. Supeł prawego rękawa wisiał swobodnie ku dołowi* Nonie? A gadają ze bieda… *podjął jednym słowem temat wyrzucania a jego pamięć momentalnie przywołała wizje z cmentarzyska robotów.* Ale takie… zwierzątko, czy coś nieidealne, to się tak pięknie odwdzięcza, że po phrrostu nie mam słow, ja bym Picuni na żadną medalistkę kuhrrde nie zamienił!

Rei - 2010-01-30 22:19:15

*Udzielił jej się chyba jego chwilowy, końcowy wybuch swego rodzaju: entuzjazmu? W każdym razie uniosła teraz górną wargę do góry, ukazując rząd równych i ostro zakończonych, niewielkich, białych zębów. Był to rodzaj uśmiechu z tych mniej kontrolowanych, nieco dzikich, jak u gotującej się do ataku kotki, wysyłającej ostrzegawcze pomruki.* No, to całe szczęście, że na tej zasmarkanej planecie uchował się jeszcze ktoś normalny *Odparła, prostując nogi i kładąc je tym razem na ziemi. Ręce zaplotła na piersiach, zdmuchując z nosa opadający na twarz kosmyk włosów, co było jednoznaczne z faktem, że przestała się dziwnie uśmiechać*

Secorsha - 2010-01-30 22:23:01

*tym razem Seco nie zareagował na uśmiech, jak patrzył tak patrzył, a właściwie zerkał bo trudno było nazwac patrzeniem to co teraz robił. A po chwili w ogóle urwał kontakt wzrokowy i przeniósł spojrzenie przed siebie, nad jaszczurką gdzieś tam gdzie oazę ograniczał budynek. Ale fajnie maja ci których okna wychodzą na to podwórze – myślał* Bo ja nie stad *wyjaśnił i wszystko stało się jasne. Seco w sumie ideałem nie był ale serce w gruncie rzeczy dobre miał. I jaszczurka tak na niego patrzyła, jakby tylko jemu na świecie ufała* No sikaj! *ponaglił ją kaleesh. A ona nic. Nadal patrzy*

Rei - 2010-01-30 22:35:53

*I pewnie pozostałaby tak, niewzruszona, w tym swoim przypływie dobrego humoru, gdyby nie to jedno zdanie, wypowiedziane przez Kaleesha. ,,Nie stąd...,, zadźwięczało jej w uszach i poczuła, że jak klucz zaczyna otwierać najbardziej wrażliwą szufladę jej umysłu. Taką, w której przechowywała wspomnienia z tych znaczących, być może nawet najważniejszych. W większości były to jednak wspomnienia niemiłe, bądź bolesne, to też w momencie opuścił ją ten entuzjazm i raz kolejny pogrążyła się w (być może) chwilowym) otępieniu. Dopiero kolejne słowa rozmówcy skierowały jej myśli w nieco innym kierunku. Ponownie więc ulokowała spojrzenie kocich oczu w pysku jaszczurki* Ja też nie stąd... *odparła po to tylko, by za chwilę ugryźć się w język. Po co właściwie to mówi, skoro nie ma to raczej najmniejszego znaczenia* Na ,,sikaj,, nie reaguje... podejdzie, jeśli ją zawołasz? *Szybka zmiana tematu, bez zbędnych ceregieli*

Secorsha - 2010-01-30 22:42:00

*Seco skwitował jej oświadczenie cichym „aha”. Nie zastanawiał się nad tym, to była dla niego tylko informacja. Dużo znał istot „nie stąd”, jeszcze więcej „stad” i wśród obu grup były istoty wartościowe jak i łajzy. Wiec to dla Seco niewiele znaczyło. Pokręcił głową, zanim odpowiedział* Nie… jest tchórzliwa, choć to nie jej wina. I nie wysika się zanim nie podejdę. Ja już jąa znam, prawie dwa lata rhazem sypiamy…

Rei - 2010-01-30 22:50:19

No to na co czekasz, podejdź, bo rozerwie jej pęcherz... *Oburzyła się nieco teatralnie, ale po chwili na jej ustach zagościł o dziwo łagodny, przyjemny w odbiorze uśmiech.* Powiedz jej, że nawet odwrócę głowę, żeby nie musiała się niepotrzebnie stresować *dodała, kładąc dłonie na ławce i unosząc się nieco wyżej na jej siedzisku. Jakkolwiek dziwnie mogło to zabrzmieć, zważywszy na fakt, że młoda była, to i takie dziwne rzeczy zdarzało jej się czasem wygadywać*

Secorsha - 2010-01-30 22:58:50

*Zachowanie Secorshy tez można było włożyć miedzy zjawiska nietypowe, każdy bowiem gość o jego posturze i reputacji zrobiłby na złość nie wiadomo komu u zaparł się na tej ławce bo „on słuchać nie będzie”. Seco tylko się uśmiechnął, i wstał z lekkim machnięciem. Był już całkiem przytomny ale niewyspany nadal. Tak to jak się nocami łazi a pięć dni w tygodniu zarywa ranki. Kołyszącym krokiem przeszedł te kilka metrów (jakieś trzy), ale na trawnik nie wszedł, tylko przykucnął na chodniku* No sikaj *jaszczura skierowała na niego łepek, rozkaraczyla się, zawinęła do góry ogon i patrząc Secorshy w  oczy zaczęła sikać. Wyglądało to co najmniej rozkosznie*

Rei - 2010-01-30 23:06:17

*Obiecała, że patrzeć nie będzie, tak więc odwróciła nieznacznie głowę. Zerknęła tylko przez chwilę i wystarczyło, żeby dostrzec ten co najmniej niecodzienny obraz. Uśmiechnęła się w duchu do siebie, kwitując jednocześnie własną podatność na wszelkiego rodzaju anomalie, jako w rzeczywistości całkiem normalną cechę. Ten osobliwy widok zajął sobie jednak miejsce w jej ,,szufladce,, rzeczy milszych, bo bądź co bądź, rzadko kiedy była świadkiem takiego przywiązania emocjonalnego pomiędzy ,,człowiekiem,, a jego zwierzęciem. Nie odezwała się, czekając w ciszy, aż jaszczurka załatwi swoje sprawy*

Secorsha - 2010-01-30 23:15:21

*Jaszczurka załatwiła, co było widac po podniesionym zadzie. Seco nie wstał. Teraz można było go obserwować w pozycji kucznej, od prawej strony, z prawą noga odstawiona nieco do tyłu, bokiem. Łeb miał pochylony w kierunku jaszczurki i cos do niej szeptał. Nie wiedział, albo nie przykładał wagi do tego, ze jest obserwowany. Duży gad  i nagły gad. Jedyną dłoń wyciągnął w kierunku zwierzątka by posmyrać je pod brodą. Coś tam mruczał, gadał do siebie. Na jego twarzy nie było uśmiechu ale był inny rodzaj pogody, wchodzący w układ z przymkniętymi złotymi oczami. I nagle wykonał szybki ruch ręki, zgarniając zwierzątko na przedramię, bez żadnych trudności czy oporów ze strony żyjątka. Wstał i ruszył ku ławce. Patrząca mu przez ramie jaszczurka, która leżała na klacie swojego pana, podtrzymywana jedynie jego dłonią za lędźwie nie miała pojęcia dokąd
Seco ją niesie*

Rei - 2010-01-30 23:26:09

*Zamyśliła się, spojrzeniem wodząc gdzieś pomiędzy oknami niewielkich, stosunkowo zadbanych bloków i dopiero po chwili dotarł do niej fakt, że już po wszystkim. Odwróciła więc głowę, wlepiając wzrok w sylwetkę zbliżającego się w kierunku ławki Kaleesha. Jej uwagę przykuł niewielki ruch w okolicach jego klatki piersiowej. Dostrzegła jaszczurkę, przyglądając jej się przez moment* Ma jakieś imię, ta twoja ulubienica?... *zapytała, choć myślami była chyba jednak jeszcze dosyć daleko stąd* ...a może ulubieniec? *dodała. pochyliła się w przód, kładąc łokcie na kolanach i splatając palce obu dłoni*

Secorsha - 2010-01-30 23:36:00

Ulubienica *Sprecyzował z lekkim uśmiechem. Szedł tak, żeby jaszczurka nie zobaczyła Rei. Odwrócił się tak, żeby ona jej nie widziała. I usiadł tak samo – ostrożnie. Fartem ślepą stroną jaszczurki do dziewczyny, tak wiec zwierzątko nadal fizycznie jej nie widziało, choć na pewno czuło czyjąś obecność bo niespokojne było* Pico *przedstawił małego gada, który w  reakcji na imie drgnął i odwrócił łepek w kierunku Seco, tak ze obił pyskiem o jego szyje. Seco trzymał ją teraz za grzbiet, w razie jakby poczuła potrzebę ewakuacji* kuhrrwa! *zaklął z znienacka, ale pod niczyim adresem. Spojrzał na niebo, a  potem w twarz dziewczyny* któhrra godzina?

Rei - 2010-01-30 23:47:34

*Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc to imię. Siedziała w spokoju, nie poruszając się i nie odzywając, póki nie nastąpił ten niespodziewany wybuch, ze strony kaleesha* Cholera... *Zawtórowała, prostując się jak struna. Zaraz też złapała w palce wiszący u szyi zegarek, i spuściwszy wzrok próbowała rozszyfrować co tam się na cyferblacie znajdowało. Nagle przypomniała sobie, że ten zegarek nie działa już od dobrych kilku lat, a swój aktualny, również ,,światowy,, ale dla odmiany działający, zostawiła w domu.* Byłam umówiona dzisiaj na obiad, jak zaraz nie ruszę tyłka, to się spóźnię...*Jęknęła, zrywając się z ławki w oka mgnieniu* Słuchaj, przepraszam cię strasznie, ale oni nie lubią czekać, no sam rozumiesz... *Przerzuciła opadający na plecy warkocz, na swoje prawe ramię, rozglądając się w bliżej nieokreślonym celu. w sumie nie miała za co go przepraszać, bo przecież rozmowa wyniknęła zupełnie przypadkiem, no ale najwyraźniej wolała być po prostu miła*

Secorsha - 2010-01-30 23:53:59

*Drgnął i odsunął się nagle, kiedy tak nagle zmieniło się jej zachowanie. Jaszczura wystraszyła się i poszła mu po karku, drapiąc, skoczyła za ławkę i ukryła się pod nią. Seco zaś wytrzeszczonymi oczami patrzył na nią jak na wariatkę, bo tak nagle wystrzeliła do tej ewakuacji* Spokojnie, ja tylko o godzinę zapytałem, okej, nie chcesz mówić to nie, sam sphrrawdze,… *I nie spuszczając z niej wzroku, jakby zaraz miała go czymś dźgnąć, sięgnął do kieszeni po telefon. Zerknął na ekranik i schował* Spoko, toż nie trzymam, nie? *przechylił łeb i spojrzał bokiem*

Rei - 2010-01-31 00:10:27

*Uspokoiła się nieco, rzucając zwierzęciu, a raczej fragmentowi ławki, za którą najpewniej się ukryło, nieco przepraszające spojrzenie.* Nie noszę przy sobie działającego (tu podkreśliła) zegarka. Staram się po prostu na oko ocenić porę dnia i jakoś tak zawsze udaje mi się zdążyć w porę. *odparła po chwili ociągania* No, powiedzmy zazwyczaj się udaje *Sprostowała, zadzierając lekko podbródek i śledząc przez moment sklepienie. Gdyby spędził z nią trochę więcej czasu, pewnie zrozumiałby, że takie wybuchy były w jej wykonaniu rzeczą jak najbardziej codzienną. Nigdy nigdzie się nie spieszyła, ale zaaferowana czymś mocno potrafiła dość znacząco wyrażać swoje emocje* To ja się zbieram C'jit... Panie Secorsha *Odparła w końcu, mrużąc lekko oczy* już się nie musisz bać, że ci w ferworze walki coś uszkodzę *dodała, trafnie wyłapując jego wcześniejsze przypuszczenia. Uśmiechnęła się teraz odrobinę łobuzersko, po czym okręciła na palcach i ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku* Byłabym zapomniała... *zatrzymała się jeszcze na moment, wyjmując z tylnej kieszeni spodni małą, pomiętą paczuszkę kociej karmy. Tylko częściowo odwróciła się na powrót w jego stronę, stojąc teraz bokiem. Rzuciła paczuszkę kaleeshowi, niezbyt zamaszystym ruchem, od dołu*... To dla twojej jaszczurki, chociaż wątpię, by jadła takie świństwo *Zaintonowała, z nutą nieuzasadnionego rozbawienia w głosie* No ale możesz przekazać Jerremu, ode mnie, jako podziękowanie za udany obiad *to mówiąc pokręciła lekko głową z uśmiechem i skierowała swe kroki w stronę ,,wyjścia,, z oazy*

Secorsha - 2010-01-31 00:16:45

*Seco chwycił karmę i od razu pomyślał o Jerzym. Zanim jeszcze cokolwiek usłyszał. Bo kto to je? Nawet koty tego nie jedzą, tylko ONI. Nie był zadowolony z  jej zachowania, trochę mu to urągało, mięśnie pod skórą twarzy już się napinały, było to trochę widać, ale Seco jakoś wykrzesał z siebie wystarczająco dużo dobrej woli, by nie „ustawić” na odchodnym. Jego wina, był zbyt miły, to się nie opłaca. Kiedy odeszła, jeszcze chwile przyglądał się paczce. Przeczytał skład, co wprawiło go w  trudne do określenia obrzydzenie, potem zabrał się iż  jaszczurką odszedł z owego miejsca, bo na pewno już „manewry” w jego bloku zakończone i można wracać do chałupy*

GotLink.pltorby papierowe z nadrukiem ile waży płetwal błękitny busy Munchen